Jak mantrę powtarzam jedno zdanie: techniczne możliwości oferowane realizatorom w jednym z najnowocześniejszych teatrów muzycznych są potężne. Sky is the limit. Gra świateł, obrotowa scena, dodatkowe projekcje - po raz kolejny zostały po mistrzowsku wykorzystane. [...] To jest prawdziwy popis umiejętności wokalnych i aktorskich grających role główne, chóru, a także tanecznego kunsztu baletu Opery Nova. Publiczność i to potrafiła docenić. Wielokrotnie przedstawienie przerywane jest owacjami za poszczególne występy.
Owacji na stojąco nie zabrakło również na zakończenie. Warto podkreślić, że bydgoska "Wesoła wdówka" 2023 jest operetkowym debiutem Jerzego Jana Połońskiego, reżysera młodszego pokolenia znanego również z kariery aktorskiej w filmie i kabarecie. Pewności siebie mogło mu dodawać kierownictwo muzyczne Macieja Figasa, dla którego udział w kolejnych, udanych przedsięwzięciach stał się chlebem powszednim. Towarzyszy im też od pewnego czasu twórca scenografii i inscenizacji Mariusz Napierała, dyrektor Teatru Kameralnego w Bydgoszczy. Wielkie gratulacje należą się również Joannie Semeńczuk za choreografię oraz Henrykowi Wierzchoniowi za przygotowanie chóru. Wykonali bardzo dobrą i trudną robotę, aby uzyskać mocny efekt końcowy.
Czy branie się za klasycznie i ograne dzieło jest pójściem na łatwiznę? Przeciwnie. Zmierzenie się z tematem, który wałkowany był niczym "motyw przemiany bohatera" na maturze z polskiego to według mnie wyzwanie dużo większe niż zabieranie się za mniej popularne dzieła. Można też w ciemno obstawić, że ze względu na lekką formę, wszechstronność środków wyrazu i sporą porcję elementów komicznych ten spektakl na długo zagości na afiszu.
Jacek Glugla, https://e-teatr.pl/skok-na-wdowie-miliony-mocne-rozpoczecie-bydgoskiego-festiwalu-operowego-36482
[...] Można zatem zadać sobie pytanie, czy współcześnie operetka ma jeszcze publiczności coś do zaoferowania? Ku jakiej odpowiedzi skłaniają realizatorzy najnowszej produkcji Opery Nova, nieśmiertelnej – jak się okazuje – Wesołej wdówki Franza Lehára?
Z jednej strony – i to odnosi się do całej warstwy wizualnej będącej syntezą elementów grozy podanej z przymrużeniem oka – operetka umarła śmiercią naturalną i teraz oto, w Bydgoszczy, wyciągamy jej truchło z szafy. Używając współczesnej terminologii, trzeba byłoby chyba przywołać angielski przymiotnik creepy – wywołujący dreszcze, łagodząc ów klimat ogromnym poczuciem humoru i sprowadzając go ostatecznie do kategorii quasi-creepy.
Na scenie dominują bowiem różnorodne formy zbudowane z pustych ram (jakże silnie nawiązujące do ażurowej konstrukcji Wieży Eiffla), gdyż bohaterowie Wesołej wdówki, ukazujący się publiczności w arcykolorowych strojach (i perukach) pokrytych patyną i pajęczynami, zeszli najprawdopodobniej z płócien i odnaleźli się w bliżej nieokreślonej rzeczywistości.
Wykreowanie pomysłu reżysera Jerzego Jana Połońskiego znacząco wsparli projektantka kostiumów Anna Chadaj oraz autor scenografii Mariusz Napierała. Oni też przenieśli nas do zimowego ogrodu Hanny Glawari (akt II) oraz wnętrza restauracji U Maxima (akt III). W osiągnięciu widowiskowych, wielobarwnych efektów oraz w podkreślaniu charakteru poszczególnych obrazów scenicznych znacząco pomagała mistrzowska gra świateł wyreżyserowana przez Macieja Igielskiego. Z pomocą Tomasza Jachimka, który dokonał opracowania tekstu, nie tylko znacząco wzrósł majątek tytułowej bohaterki operetki (z pierwotnych dwudziestu do pięćdziesięciu milionów), ale i szereg nieczytelnych dzisiaj aluzji do sytuacji społeczno-politycznej z początków XX wieku zyskało współczesny wydźwięk, na co żywo reagowała publiczność.
Z perspektywy muzycznej Wesoła wdówka pozostaje utworem żywym, nieustannie kojarząc się z szeregiem nieśmiertelnych tematów muzycznych, które wkradły się do świadomości słuchaczy, przybierając kształt szlagierów z pogranicza popkultury. Ich różnobarwny koloryt wyeksponował kierownik muzyczny spektaklu Maciej Figas, wydobywając wpisane w partyturę utworu lokalne odcienie wiedeńskiego walca, klimatu paryskiego kabaretu czy bałkańskiego folkloru muzycznego. Dynamizował fragmenty taneczne oraz sceny zbiorowe (choć nie zawsze soliści poddawali się narzucanej prężnej motoryce) pozwalając wybrzmieć epizodom intymnym, przesyconym subtelnym erotyzmem. Spośród solistów nie można było oderwać oczu i uszu od Marty Ustyniak-Babińskiej (Walentyna), Szymona Rony (Camille de Rossillon) – cóż za vis comica!!!! – i Jakuba Zarębskiego (Niegus). Magdalena Polkowska (Hanna Glawari) w całej krasie dała się poznać dopiero w II akcie, zaś Piotr Friebe (hrabia Daniło) czarował w szczególności w duetach. Wspaniale wokalnie i aktorsko współdziałał z solistami chór przygotowany przez Henryka Wierzchonia, a fragmenty baletowe (choreografia – Joanna Semeńczuk) dopełniały niezwykle efektownie całe widowisko (choreografia). Premiera nie była perfekcyjna, ale podczas oglądania spektaklu uśmiech nie schodził z twarzy. Było widowiskowo, momentami zaskakująco, na pewno inaczej, niż w klasycznie podanych operetkach. Można tylko zapytać jeszcze, czy jest to spektakl uniwersalny? Raczej nie, ale w Operze Nova w Bydgoszczy tradycją stało się serwowanie operetek w sposób szczególny. I tak jest także z ponad stuletnią już „Wesołą wdówką”, którą w XXI wiek przeniósł Jerzy Jan Połoński.
Barbara Mielcarek-Krzyżanowska