Nasza rozmowa z reżyserem musicalu „Kombinat” Wojciechem Kościelniakiem

Nasza rozmowa z reżyserem musicalu „Kombinat” Wojciechem Kościelniakiem

Nasza rozmowa z reżyserem musicalu „Kombinat” Wojciechem Kościelniakiem

Nasza rozmowa z reżyserem musicalu „Kombinat” Wojciechem Kościelniakiem

- Ten spektakl jest szczególnie drogi mojemu sercu, zrealizowany ze wspaniałym zespołem Teatru Muzycznego w Poznaniu - mówi reżyser Wojciech Kościelniak,  z którym rozmawiamy o Grzegorzu Ciechowskim oraz muzyczno-literackim świecie „Kombinatu”, w jaki zanurzymy się już 23 kwietnia podczas XXX Bydgoskiego Festiwalu Operowego w Operze Nova.

Pamięta Pan pierwsze wrażenie, jakie zrobił Grzegorz Ciechowski, gdy poznaliście się Panowie na kilka miesięcy przed jego nagłą śmiercią?

Zrobił na mnie wielkie wrażenie, dlatego że nosił w sobie cechy antycelebryty. Cichy, skromnie ubrany intelektualista, który mówił niedużo, ale kiedy coś powiedział, miało to niezwykły sens i było niezwykle celne. Wzbudzał we mnie ogromny szacunek. Czułem wielką pokorę, że mogę spotkać się z kimś takim.

 

Pan wówczas pracował nad swoim pierwszym scenicznym „Kombinatem”. Dlaczego akurat twórczość Ciechowskiego zainspirowała Pana do stworzenia spektaklu - wtedy, w 2002 roku, i tego najnowszego z 2021 roku? 

To właśnie podczas naszego pierwszego spotkania Grzegorz Ciechowski zadał pytanie: „Dlaczego chcecie zrobić spektakl z moimi piosenkami, po co?”. Przyznam szczerze, że jako początkujący wtedy reżyser nie miałem świadomości, że są to pytania klucze, na które reżyser musi umieć odpowiedzieć. Ja działałem bardziej intuicyjnie. Pomyślałem więc, że jedyne co mogę w tej sytuacji, to po prostu być szczerym. Powiedziałem, że zespół Republika i Grzegorz Ciechowski to idole mojej młodości, a On stwierdził: „Super”. I tyle! Dzisiaj myślę, że była to najfajniejsza odpowiedź, bo jeśli coś nas głęboko porusza, to znaczy, że warto to robić. Zwykle później dowiadujemy się, dlaczego.

 

Czy już przy pierwszej pracy nad „Kombinatem” - podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu - kiełkowała w Panu ta myśl, żeby z kultowych piosenek Republiki i Obywatela G.C. utkać większą opowieść muzyczną z przekazem, który otwiera oczy na rzeczywistość, obnaża nasze życie w systemie... 

Na początku na pewno nie. Sam fakt przygotowania spektaklu złożonego z piosenek Grzegorza Cichowskiego był tak wielkim wyzwaniem, że w ogóle nikt - ze mną na czele - nie myślał o tym. Natomiast oddźwięk, jaki miał ten spektakl, był niezwykły. Wszyscy byli poruszeni tragiczną wiadomością o śmierci Grzegorza, ale jednocześnie chcieliśmy oddać Jemu wielki hołd. Ten koncert miał wspaniały odbiór i wśród krytyki, i wśród publiczności. Zapis telewizyjny do dziś robi wrażenie, przynajmniej ja tak uważam. To wtedy, po premierze, zrodziła się taka myśl, że te utwory to przecież cały świat. Oczywiście, przygotowując spektakl w 2002 roku, wiedzieliśmy, że Grzegorz Ciechowski w swoich piosenkach wytworzył świat Orwellowsko-Kafkowski i tak zbudowaliśmy ten pierwszy „Kombinat”. Jednak żeby stworzyć z tego musical, wtedy o tym nie myśleliśmy, chociażby dlatego, że nie umieliśmy jeszcze wtedy tego robić. Rzuciłem się z motyką na słońce wiele lat później, mając już za sobą kilkanaście scenariuszy teatralnych, trochę już wiedziałem, na czym polega budowanie narracji musicalowej. Byłem też ośmielony próbami ożywienia legendarnych grup takich jak Queen - w Berlinie miałem możliwość zobaczyć musical „We Will Rock You”. Pomyślałem: jeśli nie spróbuję, to nie będę wiedział, czy umiem albo nie umiem zrobić musicalu z piosenkami Ciechowskiego. Przemek Kieliszewski (dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu - przyp. red.) był na tyle wspaniałomyślny, że zgodził się na taką próbę. A że lubię literaturę Franza Kafki, George'a Orwella, Aldousa Huxleya wiedziałem, jaki świat to ze sobą niesie i jak próbować budować fabułę, która scali piosenki Republiki i Obywatela G.C. To była duża praca z kilkudziesięcioma wersjami scenariuszy, żeby koniec końców wszystko było spójne, ciekawe i zanurzone w tym świecie. Tworzenie musicalu „Kombinat” to była wielka przygoda literacka ze wspaniałym zespołem Teatru Muzycznego w Poznaniu, zakończona sukcesem, który noszę bardzo głęboko w sercu. 

 

Jako reżyser musicalowy gościł Pan już wielokrotnie na Bydgoskim Festiwalu Operowym, który choć z nazwy „operowy” to był i jest otwarty na musical. Czy któryś z realizowanych i prezentowanych tu, na Festiwalu, tytułów z jakiegoś względu wspomina Pan szczególnie?

W pamięć zapadło mi pierwsze spotkanie z Bydgoskim Festiwalem Operowym w 2000 roku, gdy przyjechaliśmy z musicalem „Hair”, który w Teatrze Muzycznym w Gdyni był dużym przewrotem. Ówczesny dyrektor gdyńskiego teatru Marcin Korwin zgodził się na realizację wierną oryginałowi, czyli bardzo utopijną i jednocześnie nowoczesną teatralnie ze względu na przekaz, jaki zbudowaliśmy. Z tym spektaklem, który w Gdyni miał rzeszę fanów, byliśmy zapraszani do różnych miast i jego odbiór wbrew pozorom bywał różny. Kiedy przyjechaliśmy do Opery Nova, wyzwaniem dla nas była szalenie nobliwa - w dobrym tego słowa znaczeniu! - publiczność, karmiona przede wszystkim dziełami klasycznymi, dlatego my (Leszek Możdżer - kierownictwo muzyczne, Jarosław Staniek - choreografia, Grzegorz Policiński - scenografia, Elżbieta Dyakowska - kostiumy - przyp. red.) ze swoją młodzieńczą bezczelnością i świadomym bałaganem czuliśmy się trochę jak barbarzyńcy, którzy weszli do pałacu. Poczucie tego kontrastu było doświadczeniem, które nie tyle zaskoczyło, co bardzo nas zainteresowało. 

 

Muszę zatem zapytać: kiedy zrealizuje Pan spektakl dla Opery Nova? Wiem, że taka propozycja kiedyś padła. Zaproszenie nadal jest aktualne... Zdecydowałby się Pan stworzyć musical ze śpiewakami operowymi? Jedną z naszych premier w tym sezonie był spektakl muzyczny „Spiritus movens. Piosenki Jeremiego Przybory”.  

Z wielką przyjemnością pojawię się w Bydgoszczy, by przygotować spektakl dla Opery Nova, jeśli tylko takie zaproszenie będzie. Uwielbiam spotkania z nowymi zespołami. Zawsze jest tak, że reżyser przynosi coś swojego, ale i zespół wnosi coś od siebie. W tym zderzeniu jest ciekawie. Będzie mi zatem bardzo miło, jeśli dojdzie do twórczego spotkania i pracy z zespołem bydgoskiej opery.

 

Rozmawiała Justyna Tota, Opera Nova 
Zdjęcie: Simona Skrebutėnaitė