
Tytuł wystawiony po raz pierwszy w historii bydgoskiej sceny operowej.
Partytura wskazuje na rękę prawdziwego mistrza; jej styl jest błyskotliwy, reprezentuje najlepszy przykład opery buffa. Entuzjastyczny werdykt mediolańskiej publiczności po prapremierze w 1832 r. zyskał potwierdzenie na innych scenach: w ciągu kilkunastu lat opera ta podbiła świat. Dziś „Napój miłosny” to jeden z filarów „żelaznego repertuaru” operowego. Dzieło nosi piętno genialności: nie brak mu scen czysto komicznych, acz nie zmierzają one li tylko do wywołania beztroskiego śmiechu. Kompozytor doskonale wczuwa się w każdą sytuację libretta, celnie tworząc muzyczne charakterystyki bohaterów. Donizetti daje śpiewakom okazję do zabłyśnięcia popisowymi partiami. Każda z postaci prezentuje się w sugestywny i czytelny sposób. Arcydzieło bel canta stworzone przez Gaetana Donizettiego, znakomicie wyreżyserowane w Operze Nova przez Krzysztofa Nazara, zachwyca pięknem muzyki i wiarygodnie przedstawionymi postaciami.
Mówił reżyser, Krzysztof Nazar: "(...) opera opowiada o odwiecznym problemie wynikającym z odmienności między kobietą i mężczyzną, o różniących się charakterach i sposobach widzenia świata, także o stosunkach między ludźmi, o wierności wobec swoich przekonań, zmienności natury, dojrzewaniu uczuć. Tyle, że jest to opowiedziane nie w wymiarze Dostojewskiego, ale dużo bardziej pogodnie i z pozycji wyrozumiałości dla ułomności śmiesznostek drugiego człowieka. Może stąd też wynika trudność, jak tę opowieść zawartą w libretcie potraktować. Czy jako farsę - ale nie jest zjadliwa i przecież farsą tak naprawdę nie jest - czy jako opowiedzianą z lekkością historię o naszych niedoskonałościach, które towarzyszą całemu życiu (...). Myślę, że dużą scenę – nawet przy kameralnym dziele - zawsze można zapełnić atrakcyjnością bycia scenicznego bohaterów. Poza tym obok postaci wiodących równie istotną funkcję pełnić może w tej operze chór, który jest świadkiem scenicznych wydarzeń. A że w Operze Nova w Bydgoszczy chór jest 60-sobowy to siłą rzeczy musi być tak uruchomiony, by wyraziście i znacząco uczestniczyć i towarzyszyć perypetiom głównych bohaterów dramatu. W operze i w balecie już nie tylko perfekcja techniczna wykonawców jest najistotniejsza, liczy się także jak została ona „spożytkowana” przez inscenizację. Dlatego staram się, korzystając z zasad scenicznej sztuki, powiedzieć coś więcej o bohaterach, a nie tylko skupiać się na pokazaniu ich umiejętności czysto wokalnych. Dążę do tego, by każda postać żyła swoim życiem, posiadała swój charakter i uwiarygodniała swą niezbędność na scenie. Tak powstaje wymyślony świat rządzący się własną, stworzoną na jego potrzeby ekspresją”.
Przedstawienie-laureat Narody im. Jana Kiepury dla "najlepszego spektaklu muzycznego 2009 roku".
Na szczególną uwagę zasługuje partia Pavla Tolstoja, którego Nemorino budzi sympatię i współczucie. Słynna aria "Una furtiva lagrima" z II aktu w wykonaniu Ukraińca wywołała burzę oklasków (dobry tenor to naprawdę rzadkość!). Podobnie znakomitą kreację, wręcz brawurowo zagraną (słusznie nagrodzoną gromkimi brawami) i chyba jedyną naprawdę komiczną, stworzył bas Bartłomiej Tomaka jako Dulcamara. Nie tak przekonująco wypadła sopranistka Victoria Vatutina jako Adina, choć przyznać należy, że jej partia wokalna była dosyć wymagająca technicznie. Dobrze aktorsko wypadł też baryton Łukasz Goliński w roli Belcore'a (choć zdarzały mu się drobne nieczystości; możliwe, że podświadomie wyczekiwałem wpadki jego niesympatycznej postaci ) oraz Magdalena Polkowska jako rezolutna wiejska praczka Gianetta.
Nie sposób nie wspomnieć też o chórze, przygotowanym przez Henryka Wierzchonia, który nie tylko śpiewał, ale też z powodzeniem włączył się w aktorską grę i znakomicie dopełniał przygotowaną przez Stephena Dietricha minimalistyczną, ale bardzo plastyczną, złożoną z drewnianych skrzyń scenografię, nadając scenom dynamikę i rytm. To jego członkowie zapewniali ich komizm, widać, że świetnie bawili się na scenie. Nad muzyczną stroną całości czuwała dyrygentka Iwona Sowińska.
"Napój miłosny" to bardzo dobrze zrealizowane, porywające, mądre i nade wszystko sympatyczne przedstawienie. Publiczności podobało się bardzo, o czym świadczyły częste oklaski po ariach i duetach w trakcie przedstawienia oraz trwająca dobrych kilka minut owacja na stojąco po opuszczeniu kurtyny.»
Kostiumy z lat 50., pomysły komediowe, musicalowe, filmowe. Muzyka? Przecież to bel canto, więc jest wspaniała, zwłaszcza, że dyryguje wrażliwa Iwona Sowińska. Mojego zachwytu nie jest nawet w stanie zatrzeć wrażenie, że momentami artyści nie nadążali za orkiestrą. O czym jest "Napój miłosny"? Przekonajcie się Państwo osobiście
„Napój miłosny” jest zbiorem rozbudowanych numerów wokalnych, a reżyser Krzysztof Nazar sprawił, że akcja nie zwalnia nawet na moment. Świetnie wykorzystany został statyczny zazwyczaj chór. Wiarygodności intrydze dodają autentycznie młodzi wykonawcy, zwłaszcza Łukasz Goliński (sierżant Belcore) i Bartłomiej Tomaka (doktor Dulcamara). Dobrze śpiewają i są zabawni, jednak bez groteskowej szarży. Wnoszą dawkę ciepłego humoru, zgodnie z konwencją dzisiejszej komedii romantycznej. A jednak „Napój miłosny” to nie film, lecz arcydzieło epoki belcanta. Pozornie gładkich melodii Donizettiego nie można traktować jak filmowej ścieżki dźwiękowej. Ogromną różnorodność delikatnych uczuć trzeba tylko umieć dostrzec.
Stopka


