
The Really Useful Group Ltd. składa podziękowania Pani Amy Powers za udział w opracowaniu tekstu do "Bulwaru Zachodzącego Słońca".
Produkcja na mocy porozumienia z The Really Useful Group Ltd.
Film noir Billy'ego Wildera "Bulwar Zachodzącego Słońca" zawierającyo elementy dramatu, horroru i komedii- jeden z najlepszych w historii kina, wywarł ogromny wpływ na inne dziedziny sztuki, przyczyniając się do powstania wielu utworów scenicznych. Premiera musicalu Andrew LLoyda Webbera pod tym samym tytułem odbyła się 12 lipca 1993 r. w Adelphi Theatre, w którym przez kolejne lata Webber wystawiał swoje najgłośniejsze musicale.
Sunset Boulevard: reprezentacyjna ulica Hollywood. Rozciąga się od Figueroa Street w śródmieściu Los Angeles do Pacific Coast Highway przy Oceanie Spokojnym w dzielnicy Pacific Palisades. Jest ikoną kultury Hollywood. Reprezentacyjna ulica Hollywood, przy której znajdują się liczne rezydencje gwiazd.
Zarys libretta:
Bankrutujący scenarzysta Joe ukrywa się przed wierzycielem. Trafia do posiadłości Normy Desmond, wielkiej niegdyś gwiazdy kina niemego. Aktorce wydaje się, że powróci jeszcze na ekrany przy okazji występu w filmie według jej własnego scenariusza. Spotkanie z Joe Norma traktuje jako szczęśliwy zbieg okoliczności i prosi go o pomoc przy pisaniu tekstu. Wkrótce starsza kobieta zakochuje się w scenarzyście, niestety – bez wzajemności. Ich skomplikowana relacja, pełna namiętności i zmienności prowadzi do nieprzewidzianego i tragicznego zakończenia.
Główne postacie musicalu:
Norma Desmond: 45-60 lat. Piękna, ekscentryczna dawna gwiazda kina niemego. Niegdyś największe nazwisko w Hollywood, dziś zapomniana, mieszka w podupadłej rezydencji przy Bulwarze Zachodzącego Słońca. Kobieta o wielkiej dumie, pozornie silna i władcza, w rzeczywistości głęboko nieszczęśliwa i wrażliwa na ciosy. Z jednej strony ma w sobie coś z królowej, z drugiej – zagubionej dziewczynki. Marzy o wielkim powrocie do Hollywood. Sopran.
Joe Gillis: 32-40 lat. Scenarzysta filmowy, któremu obecnie nie najlepiej wiedzie się w Hollywood. Przystojny, pewny siebie, o manierach playboya. Kiedyś ten styl otwierał przed nim wszystkie drzwi, dzisiaj coś się zacięło i stare metody przestały działać. Wprowadza się do Normy Desmond jako jej ghost writer, a później kochanek. Zakochany w Betty. Pozornie uroczy, szarmancki w typie gwiazdora filmowego, ma w sobie jednak pewną mroczność. Wysoki baryton.
Betty Schaefer: 21-27 lat. Piękna, młodziutka aspirująca scenarzystka, asystentka w studiu filmowym. Pełna energii i młodzieńczej świeżości, pewna siebie i trochę bezczelna. Ubóstwia Hollywood i głęboko wierzy, że uda jej się odnaleźć w tym niełatwym świecie. Narzeczona Artiego, zakochuje się w Joem. Sopran.
Max von Mayerling: 45-60 lat. Kamerdyner i wierny sługa Normy, mroczny i wszechobecny „władca” rezydencji przy Bulwarze Zachodzącego Słońca. Stara się chronić Normę przed światem zewnętrznym. Kiedyś był jej reżyserem i mężem. Postać głęboko tragiczna. Baryton.
Cecil B.DeMille: 60-70 lat. Reżyser filmowy, ikona Hollywood, mistrz olbrzymich kinowych spektakli. Odkrył dla kina Biblię, realizując filmowe opowieści Dziesięcioro przykazań, Mojżesz, Samson i Dalila. Jego filmy wyróżniały się precyzją i dobrym smakiem. To on odkrył Normę Desmond i uczynił z niej gwiazdę. Poważny, mimo wieku pełen energii. Współczuje Normie, ale nie robi nic, żeby jej pomóc. Baryton.
Artie Green: 25-30 lat. Narzeczony Betty, najlepszy przyjaciel Joego. Dobroduszny chłopak, sympatyczny, trochę naiwny. Taki, który zna i lubi wszystkich i którego wszyscy znają i lubią. W Hollywood wiedzie mu się trochę lepiej niż Joemu. Tenor.
Sheldrake: 40-60 lat. Producent filmowy. Tyran, typ hollywoodzkiego rekina. Baryton.
Musical "Sunset Boulevard" jest bezpośrednią adaptacją legendarnego filmu o tym samym tytule, wyreżyserowanego przez BIlly'ego Wildera w 1950 r. Musical miał prapremierę 12 lipca 1993 r., w nowo wówczas wyremontowanym Adelphi Theatre w Londynie. Oryginalna produkcja The Really Useful Group Ltd.
https://teatr-pismo.pl/17446-broadway-nad-brda/
https://teatrdlawszystkich.eu/pewnego-razu-przy-sunset-boulevard/
https://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/7,48722,27588876,wielka-premiera-bulwaru-zachodzacego-slonca-w-
Właśnie zakończyła się długo wyczekiwana premiera musicalu Bulwar Zachodzącego Słońca w Operze Nova w Bydgoszczy, spektaklu, który miał otwierać w 2020 roku Bydgoski Festiwal Operowy. O tym, jak bardzo publiczność spragniona jest kontaktu ze sztuką i artystami świadczyła nie tylko wypełniona widownia, ale – przede wszystkim – żywe reakcje na kolejne odsłony dramatu, jakiego byliśmy świadkami. Sunset Boulevard, historia przeniesiona na scenę teatru muzycznego z filmu Billy’ego Wildera (1950), ukazuje świat kina amerykańskiego, a kondycję tego środowiska poznajemy śledząc losy głównych bohaterów: zapomnianej aktorki kina niemego (Norma Desmond – Jolanta Litwin-Sarzyńska), jej byłego męża (Max von Mayerling – Tomasz Steciuk), który przyjmując obowiązki lokaja opiekuje się pogrążoną w depresji małżonką oraz ściganego przez firmę windykacyjną scenarzysty (Joe Gillis – Karol Drozd) pełniącego jednocześnie funkcję narratora. Historia tego przedziwnego trójkąta, spleciona z rozpędzoną machiną przemysłu filmowego, odczytywana być może jednocześnie jako gorzkie studium przypadku. Niepogodzona z upływem czasu Norma Desmond pragnie za wszelką cenę powrócić na plan filmowy. Podejmuje próbę napisania scenariusza, który – nawet skorygowany przez ghostwritera – nie znajduje zainteresowania w oczach znajomych reżyserów. Marzenia rozwiewa brutalna rzeczywistość, co przyczynia się do stopniowego ujawniania się skrywanych zaburzeń świadomości. Norma staje się tym samym symbolem ambicji, osamotnienia, zagubienia oraz gasnącej siły, sławy i splendoru. Szczególnie w scenach rozgrywających się w wytwórni Paramount Pictures, niczym obrazy z Prousta (podkreślone efektem slow motion) zderzają się z sobą czas przez nią utracony i pozornie(!) odzyskany… Całość tworzy przepiękny, spójny obraz wyreżyserowany przez Jacka Mikołajczyka. Jego efektowna i pełna rozmachu wizja przybiera formę opowieści rozgrywającej się w Kalifornii, miejscu, w którym zanim pojawili się hipisi, multimiliarderki utrzymywały teozofów i niezależnych nauczycieli religijnych (vide scena z Astrolożką). Ale Kalifornia zdaje się być tylko pretekstem – choć główna bohaterka związana jest ze światem wytwórni filmowych, nosi znamiona postaci operowej, XIX-wiecznej heroiny, co szczególnie uwydatnione zostało w ostatniej scenie. Po zastrzeleniu Joe Gillisa, niczym Łucja w scenie obłędu z opery Gaetano Donizettiego, nie może zebrać myśli, nie podejmuje zwartej wypowiedzi muzycznej, przechodzi od śpiewanej „poszarpanej” frazy w szept… a te subtelności emocjonalne dopowiada orkiestra prowadzona przez Krzysztofa Herdzina. Sposób prowadzenia muzycznej narracji spektaklu zasługuje na słowa najwyższego uznania. W musicalu tym zderzają się szerokie „hollywoodzkie” frazy rodem z Rachmaninowa, rytmy taneczne, wszechobecny swing, tematy muzyczne przybierające funkcję motywów przypominających, tworząc stylistyczny konglomerat, zlepieniec ocierający się o kicz. I przed typowym dla kiczu przerysowaniem uratował warstwę muzyczną Bulwaru Zachodzącego Słońca Krzysztof Herdzin uwypuklając to, co w niej wartościowe, na dalszy plan spychając miejsca słabsze. Pod jego batutą świetnie brzmiała orkiestra Opery Nova, przeobrażając się momentami w „rasowy” big-band. Podczas sobotniego spektaklu Norma Desmond (Jolanta Litwin-Sarzyńska) była prawdziwa. Choć nie do końca jestem przekonana, czy brak panowania nad głosem w pewnych momentach spektaklu był efektem zamierzonym, czy wynikał raczej z tremy bądź niedyspozycji, ostatecznie dodało to dramatyzmu kreowanej postaci. Była niezwykle wiarygodna prezentując się jako gwiazda filmowa w fantastycznych kostiumach (brawa dla Ilony Binarsch!!!), ale też jako obnażona do desu osamotniona kobieta. Wspaniale w roli musicalowego Joe Gillisa odnalazł się Karol Drozd swobodnie przeobrażając się z narratora w ściganego dłużnika, szarmanckiego kochanka, wreszcie – nikczemnego niegodziwca. Od melorecytacji swobodnie przechodził w liryczny śpiew bądź pełen dramatyzmu krzyk; nie brakowało mu też poczucia humoru, co uwidaczniało się szczególnie w scenach zbiorowych, gdzie wspierali go (z wielkim powodzeniem) Jakub Zarębski oraz artyści chóru i baletu. Niezwykle sugestywną postać kamerdynera Maxa von Mayerlinga zbudował Tomasz Steciuk. Jego Max był dystyngowany, ale jednocześnie wycofany i niepozorny; o jego dramacie widzowie dowiedzieli się dopiero przy końcu spektaklu. Katarzyna Domalewska jako Betty Schaefer miała w sobie tyle niewinności i naiwności, że chyba nie było wśród publiczności osoby, która nie sprzyjałaby jej marzeniom o karierze czy związku z Joe. Dodać należy jeszcze, że oprócz wspaniałych kostiumów (Ilona Binarsch), widzowie zaskakiwani byli scenami planu filmowego (choreografia: Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka), kantyny, domu Normy Desmond i… samochodami, nawet w scenie pościgu (scenografia: Mariusz Napierała). Ale to właśnie konwencja musicalu – ma być efektownie i monumentalnie. I tak właśnie było. Czy od musicalu oczekiwać czegoś więcej?
dr Barbara Mielcarek-Krzyżanowska (udostępnione dzięki uprzejmości Autorki z profilu FB)
https://teatralna-warszawa.blogspot.com/2021/09/magia-srebrnego-ekranu-w-bydgoskiej.html
https://e-teatr.pl/publicznosc-pokochala-norme-16368
Stopka


